28.11.2012 - 25.01.2013
Zajęci codziennością nie zastanawiamy się nad losem drobiazgów odłożonych do szuflady. Pamiątki odkryte po latach na nowo, przywracają miniony czas, wywołując wspomnienia. Z sentymentem oglądamy zwłaszcza stare zdjęcia. Utrwalono na nich chwile wówczas ważne i pełne emocji. To nic, że przedstawiają rzeczy z pozoru błahe – jakiś bukiet, wspólną biesiadę czy krajobraz. Z czasem tę samą fotografię, odczytujemy zupełnie inaczej. Ludzie na zdjęciu zmienili się, czasami odeszli, a i nam lat przybyło. Na starych fotografiach widać nie tylko zmieniającą się modę, ale żywą dziejącą się historię, otaczający nas, pasjonujący świat. Migawką zarejestrowano także zmieniające się obyczaje, poglądy, a nawet realia polityczne. Fotografia jest zatem nieocenionym dokumentem, który dla historyków i etnografów stanowi dokładny, wręcz drobiazgowy zapis przeszłości.
Święta Bożego Narodzenia i czas okołoświąteczny zawsze sprzyjały kontaktom rodzinnym i towarzyskim, wówczas treści religijne świąt ustępowały miejsca ludycznym. W wieku XX, czasie burzliwych przemian politycznych i obyczajowych, utrwalano chętnie te momenty na kliszy fotograficznej – zatem, przedmiotem wystawy w rybnickim muzeum, jest szeroko rozumiana fotografia bożonarodzeniowa.
Obchodzenie świąt nie ograniczało się do domu czy kościoła. Działo się w różnych miejscach i przestrzeniach społecznych, sankcjonowanych przez państwo, nawet to socjalistyczne. Boże Narodzenie to czas radosnego spotykania się w gronie rodzinnym i koleżeńskim nie tylko w domu, ale i w zakładach pracy. To szczególny czas organizowanej zabawy dla dzieci w przedszkolach i szkołach, a przy tych okazjach nie mogło zabraknąć fotografa.
Zdjęcia prezentowane na wystawie, wykonane na przestrzeni prawie całego wieku XX, wykazują pewną prawidłowość. W przedszkolach, szkołach, zakładach pracy, różnych instytucjach, także i w kwaterze wojskowej, szpitalu, na ulicy i w domu, rozradowanym uczestnikom zawsze towarzyszy przystrojona choinka. Najstarsze fotografie sprzedających i kupujących choinki na Rynku Głównym w Krakowie pochodzą z lat 1900–1901.
Choinka jest tematem samym w sobie. Strojna w szklane bombki, ręcznie robione przez dzieci ozdoby, błyszczącą lametę i świeczki stoją najczęściej w kącie, jako znakomite tło rozgrywających się wydarzeń. W świątecznie udekorowanym pokoju, spotykały się przy wigilijnym stole wielopokoleniowe rodziny, by wspólnie obserwować radość dzieci ze znalezionych pod choinką zabawek. Rozpakowywanie przez dzieci prezentów było wdzięcznym tematem zdjęć amatorskich. Magia fotografii sprawia, że wracają wspomnienia z dzieciństwa i niemal czujemy zapach potraw wigilijnych…
Na innych zdjęciach, wykonanych już po świętach i poza domem, widać obok przystrojonego drzewka dzieci oraz świętego Mikołaja. I tu już uważny obserwator zauważa, że rozdający podarki święty, w zależności od czasu i miejsca, wygląda inaczej. Ten prawdziwy, w stroju biskupim, pojawiał się obowiązkowo w środowiskach katolickich także po II wojnie światowej. Dla celów świeckich, w socjalistycznym kraju, dobrego świętego zastąpiono Dziadkiem Mrozem. Jego strój nie ma żadnego związku z ubiorem liturgicznym. Czerwony uniform brodatego mężczyzny, podobnego do wielkiego krasnala, zawładnął mikołajowym wizerunkiem nie tylko w dawnych krajach demokracji ludowej, ale jest prawie kalką tego zza oceanu. Również mikołajowe otoczenie uległo świeckiemu przekształceniu. Aniołki pomagające św. Mikołajowi, zostały zastąpione śnieżynkami i gwiazdeczkami. Obok Mikołaja, na zdjęciach widać sceny z bajek – na przykład Baba Jaga, piernikowy domek, muchomory, sarenki, zastępują tradycyjną stajenkę z pastuszkami, barankami, wołem i osiołkiem. Te ostatnie pojawiają się tylko w przedstawieniach jasełkowych.
Atmosfera świątecznych spotkań poza rodziną, jednoczących wcześniej uczestników w duchu religijnym, powoli po II wojnie światowej przekształcała się w przestrzeni świeckiej w imprezy masowe. Tu, w skład poczęstunku nie wchodziły dania świąteczne – podstawą były raczej pączki i wódka… Choinka jest też nierozerwalnie związana z karnawałem – przy niej dobrze bawiono się zarówno na skromnych domowych przyjęciach, jak i na hucznych zakładowych balach.
Zupełnie inny, pełen dramatyzmu klimat, mają fotografie wojenne. Prezentujemy zdjęcia wykonane podczas I wojny światowej w kwaterze wojskowej, wigilię Bożego Narodzenia na froncie, szpitale wojskowe w Brnie i Cieszynie, wreszcie zdjęcia z mszy polowej w okolicach Szczurowic w obwodzie lwowskim na Ukrainie. Te stare pożółkłe fotografie są szczególnie cenne. Dokumentacja wojny wymagała dużej odwagi fotografów. Wyjeżdżali na front jako reporterzy na zlecenie redakcji gazet, bądź byli żołnierzami, którzy z własnej potrzeby zapisywali na taśmach filmowych toczące się walki.
W odmienny nastrój świętowania wprowadza portret grupowy przed dworkiem na Wileńszczyźnie, wykonany pomiędzy rokiem 1920 a 1930. W kadrze znalazł się Józef Piłsudski. Istotną częścią ekspozycji jest ciemnia fotograficzna. To w tym miejscu, niezwykle tajemniczym, prawie jak w pracowni alchemika, utajony na kliszy obraz fotograf kopiował, powiększał, wywoływał i utrwalał. Zwykle, niewtajemniczonym, ciemnia kojarzy się z wiszącą na drucie czerwono świecącą żarówką. Jednak montowano tu też inne źródła światła – lampy ciemniowe z wymiennymi filtrami. Naświetloną kliszę lub płaską błonę światłoczułą obrabiano chemicznie w specjalnych tankach. Od czasu zdominowania rynku przez aparaty na błony zwojowe, proces ten odbywał się w koreksach bakelitowych. Wstęga negatywowa, pokryta delikatną emulsją musiała schnąć przez kilka godzin. Wysuszony film poddawano dalszym zabiegom w powiększalniku, kluczowym elemencie wyposażenia ciemni pozytywowej.
Powiększalniki to urządzenia, w których poprzez założony w ramce negatyw przechodziło światło z kopuły oświetleniowej na papier światłoczuły znajdujący się w maskownicy. We wcześniejszych modelach powiększalnika odbywało się to przez komorę mieszkową, a w nowszych – przez matówkę lub kondensor i obiektyw. Na ekspozycji, interesującym zabytkiem jest powiększalnik do zawieszenia na ścianie na przystawkach, z suwnicami. Korzystano z niego w rybnickim przedwojennym atelier należącym do Władysława Wilka. Ciekawostką jest fakt, że w tym samym miejscu, w Rybniku przy obecnej ul. Korfantego 5, nieprzerwanie od 80 lat funkcjonują kolejne zakłady fotograficzne.
Maskownice miały stałą wielkość pola maskowanego, a dowolne kadrowanie umożliwiały przesuwne listwy na odchylanej ramce. Czas naświetlania powiększeń musiał być kontrolowany i do tego służyły zegary ciemniowe z dzwonkiem, lub wyłączające żarówkę w powiększalniku. Do odbitek wykonywanych stykowo używano kliszy lub celuloidowej błony ciętej. Korzystano przy tym z kopioramki – tu negatyw i pozytyw stykały się szczelnie dociśnięte emulsją. Tak przygotowany ukryty obraz trzeba było wywołać i utrwalić przy użyciu chemikaliów. Wyposażenie ciemni dopełniały dziesiątki drobnych, a potrzebnych przedmiotów. Były to naczynia szklane do przygotowywania wywoływacza i utrwalacza, lejki, termometry, kuwety, szczypce laboratoryjne, uchwyty do negatywów. Dokładnie wypłukany, mokry pozytyw, suszono zawieszając drewnianymi uchwytami na sznurku, lub za pomocą wałka gumowego odsączano wodę ze zdjęć ułożonych na płycie chromowej i wkładano do suszarki elektrycznej. Tak wykonane zdjęcia wyrównywano obcinarką.
Celestyna Chlubek-Adamczyk